Nigdy nie obserwowałem skaczącej pchły, dlatego muszę uwierzyć na słowo tym, którzy to widzieli. Podobno na wolności pchła skacze do wysokości 80 cm, jednak zamknięta w słoiku ma ograniczony zasięg do wysokości zakrętki. To ograniczenie jej swobody powoduje, że przystosowuje się do danych warunków, a po otwarciu słoika, skacze również do tego samego poziomu. Powstaje pytanie – czy pchła straciła zdolność do skakania? Nie. Przebywając w pewnej sferze komfortu, przyzwyczaiła się i ciężko jest jej się zmienić, by powrócić do dawnego stylu skakania. Opowiadanie o pchle przypomniało mi się dzisiaj, kiedy zadzwoniłem do pewnego swojego klienta. Znam go już około dwóch lat. Spotkaliśmy się kiedyś, aby porozmawiać o finansowaniu jego firmy. Zajmował się on powlekaniem laminatem zbiorników do produkcji spirytusu w gorzelniach. Potrzebował środków na rozwój biznesu, ale po diagnozie jego sytuacji finansowej, okazało się, że musi uregulować pewne niewielkie zobowiązanie, które była przeszkodą w uzyskaniu kredytu. Była to kwota około tysiąca złotych.
Wtedy rozstaliśmy się z nadzieją na kolejne spotkanie. Od tego czasu minęło już właśnie około dwóch lat. W tym czasie kilkakrotnie rozmawialiśmy, pytałem, czy uregulował zobowiązanie, okazało się że nie. Cały czas były na przeszkodzie jakieś wymówki. Powstał taki wyścig szczurów, z którego nie mógł znaleźć wyjścia. Były różne przeszkody – upadające gorzelnie, kryzys, pieniądze, a raczej ich brak, itp. Dzisiaj zadzwoniłem do niego, żeby się dowiedzieć co słychać. I wtedy zaczął znowu narzekać, jak to trudno znaleźć kontrahenta, działalność ledwo dyszy, zobowiązania nadal nie spłacił, a utrzymuje się głównie dzięki pomocy najbliższych. A co Pan robi, żeby to zmienić. Nic, bo nie wiem jak i nie mam środków żeby ruszyć. Ręce mi opadły. Mówię, że jeśli jest specjalistą w dziedzinie laminatów, powinien szukać innych rozwiązań i przestać tkwić w tym marazmie. Jeśli natomiast rozwiązania, które proponuje nie spełniają już oczekiwań klientów, czym prędzej powinien się przebranżowić. Znaleźć jakieś pokrewne zajęcie dające satysfakcjonujące przychody. A on znowu, że nie ma nadziei na lepsze dni. Ten klient jest dla mnie symbolem znacznej populacji ludzi, którzy ciągle się czegoś boją. Kiedyś na swojej drodze życiowej spotkałem nieżyjącą już Panią Profesor Teresę Wróblewską. Wykładała ona na kilku uczelniach, bardzo lubiła pracę z młodzieżą. Pisała też książki, a jedną z nich „Duch Narodowy” otrzymałem z dedykacją. Otóż kiedyś przy kawie, rozmawialiśmy o życiu, o problemach nurtujących współczesnych Polaków. W którymś momencie rozmowy padło pytanie, czego ludzie najbardziej się boją?. Myślę, że nasi znajomi, klienci mieliby różne odpowiedzi. Jedni odpowiedzieliby że śmierci, inni choroby, jeszcze inni samotności czy wreszcie długów, komornika itp. Jednak niewielu odważyłby się stwierdzić, że tak naprawdę najbardziej obawia się zmian w swoim życiu. Żyjąc tak z dnia na dzień, zaprogramowani w młodości przez swoich rodziców, „ukierunkowywani” przez swoich znajomych dożywają swoich dni nie wiedząc o tym, że ich byt tu na ziemi, mógł wyglądać zupełnie inaczej. Mimo różnych życiowych problemów nie podejmują działań mogących im pomóc przezwyciężyć pasmo ciągnących się latami trudności. Nie chcą łamać utrwalonych przez lata przekonań, że w podobnej sytuacji, na granicy biedy żyli ich dziadkowie, rodzice. Mimo, że oni również balansowali na cienkiej linie życia, zawsze powtarzali – jesteśmy biedni ale uczciwi i ty też taki/a bądź. Więc zamiast szukać rozwiązań swojej sytuacji czy rozpocząć pracę nad sobą, nad zmianą sposobu myślenia, wolą usiąść przed telewizorem, racząc się ulubionymi serialami albo słuchając negatywnego przekazu jaki serwują programy informacyjne. Tu kogoś zabili, tam trwa wojna, konflikty partyjne itp. Zastanawiają się, czy za 20 lat będzie istniał ZUS, czy będą mieli głodowe emerytury. I potem usypiają, bez nadziei na lepsze jutro, no bo przecież po co podejmować jakiekolwiek działanie, jeśli wszędzie jest żle?. Ludzie tacy są odarci z marzeń, boją się marzyć, boją się dać jednego kroku do przodu.
Nawet bardzo się pilnują, żeby tego kroku nie uczynić. Nie pracują nad sobą, nie kontrolują swoich myśli, które później stają się rzeczami. Myśląc ciągle o biedzie, długach, rachunkach, dostają tego od życia coraz więcej.
Czy kiedyś się przebudzą?, czy odnajdą sens życia?.
Pozostaje mieć nadzieję, że tak. W tym miejscu warto zacytować tekst napisany przez Nelsona Mandelę:
„Najbardziej boimy się nie tego, że jesteśmy do niczego.
Najbardziej boimy się tego, że jesteśmy potężni ponad miarę.
To nasza jasna a nie ciemna strona nas przeraża.
Zadajemy sobie pytanie, czy możemy być śmiali, błyskotliwi, piękni,
utalentowani i niezwykli.
A czyż właśnie tacy nie jesteśmy?”
Stanisław Bińkiewicz